LB, analityk
METODYKA BADAWCZA
Kluczowym elementem dla oceny współpracy T.D. ze Służbą Bezpieczeństwa było przyjęcie jednej z następujących metod badawczych[1]:
- dokumenty SB należy uznać za wiarygodne źródło informacji (założenie domniemania prawdziwości stwierdzonych tam faktów). Przyjęcie tej metody wyklucza potrzebę weryfikacji materiałów SB i wystarczającym dowodem do oceny czy doszło do niejawnej współpracy, są opisy zdarzeń zawarte w dokumentach SB. Zgodnie z racjonalną metodologią wszystkie źródła podlegają krytycznej ocenie. Zatem wyłączenie dokumentów SB z tej zasady oznacza przyjęcie założenia, że są one najbardziej wiarygodne ze wszystkich źródeł;
- dokumenty SB nie zawierają prawdziwych informacji. Przyjęcie tej metody również wyklucza potrzebę weryfikacji materiałów SB, gdyż wystarczającym dowodem do oceny, czy doszło do współpracy, jest negowanie zdarzeń zawartych w dokumentach SB;
- dokumenty SB należy poddać krytycznej ocenie, bo obok prawdziwych danych mogą zawierać częściowo spreparowane informacje. Przyjęcie tej metody zakłada potrzebę weryfikacji materiałów SB zarówno pod względem formalnym (autentyczności dokumentu, podpisu) jak i merytorycznym, tj. weryfikacji prawdziwości zawartych w nich informacji.
Dla potrzeb niniejszej analizy odrzucone zostały dwie pierwsze metody badawcze, ponieważ obie zwalniają badacza z obowiązku krytycznej oceny źródeł, wprowadzając rodzaj dogmatu metodologicznego (założenia, które nie wymaga uzasadnienia, że dokumenty SB są zawsze wiarygodne, albo, że są zawsze niewiarygodne) trudnego do pogodzenia z metodą naukową.
Założenia instrukcyjne każdej służby operacyjnej zakładają przestrzeganie założonych zasad celem zdobycia prawdziwych informacji i osiągnięcia złożonych celów. Praktyka działania służb operacyjnych wskazuje, że działanie na granicy prawa może być akceptowalne nawet w wypadku naginania założeń instrukcyjnych. Tym samym instrukcje są istotnym weryfikatorem podejmowanych działań, ale przy założeniu, że najważniejsze dla każdej służby operacyjnej jest osiągnięcie wytyczonego celu. Odstępstwem od tej zasady mogą być przypadki naruszenia prawa i jednocześnie dotarcie takiej informacji do publicznej wiadomości. Instrukcje zakładają, że podstawą rejestracji źródła jest jego świadomość, co do niejawnego działania na rzecz służby operacyjnej, na co służba gromadzi dowody operacyjnego związania źródła. Ten ostatni element (będący formą szantażu, aby źródło nie wymknęło się spod kontroli) może być zapewniony poprzez podpisanie pisemnego zobowiązania (nie jest to jednak wymóg bezwzględnie obowiązujący) lub inne formy związania (np. pisemność raportów, niejawne nagrania spotkań, materiały kompromitujące). Kolejną sprawą jest indywidualny interes pracowników operacyjnych związany z dążeniem do nagród i awansów. W każdej służbie operacyjnej istnieją fazy nacisku lub luzowania tzw. pozyskań operacyjnych i rozliczeń statystycznych. Dopóki rejestracja źródła będzie wyznacznikiem nagrody lub awansu, wiarygodność skutecznego pozyskania źródła oraz zakresu przekazywanych przez niego informacji musi być traktowana z dużą ostrożnością. Przesłankami wskazującymi na wątpliwość pozyskania źródła, gdy brak jest pisemnego zobowiązania do współpracy, może być: brak pisemnych raportów źródła, szerokie spektrum informacji przekazywanych przez źródło w stosunku do miejsca jego uplasowania, brak zadaniowania i rozliczania źródła, brak innych form kontroli jego działań (np. spotkań kontrolnych lub weryfikacji danych przez inne osobowe źródła informacji). Przykładowo „podkładanie” informacji pod pasywne źródło jest jedną z patologicznych praktyk jego statystycznego utrzymania. Te same problemy dotyczą rozliczeń z funduszu operacyjnego. Systematyczny brak kwitowania przez źródło odbioru gratyfikacji (mimo, że instrukcyjnie jest to dopuszczalne), brak dowodów na spotkania kontrolne (w tym np. z użyciem techniki operacyjnej celem niejawnego utrwalenia spotkania), jest poważnym sygnałem do konieczności zweryfikowania prawdziwości zapisów wydatków z funduszu operacyjnego. Nadużyć w wydatkach z funduszu operacyjnego jest całe spektrum. „Dopisywanie” wydatków do danego źródła i rozliczanie wydatków wyłącznie na podstawie raportów funkcjonariusza, a nie pokwitowań jest jedną ze skuteczniejszych metod „dorabiania” do uposażenia.
Podstawowym błędem wielu badań historycznych nad dokumentami SB jest kronikarskie podejście do zawartych w nich informacji i traktowanie ich jako wiarygodnych dowodów źródłowych. Przy metodzie kronikarskiej w ogóle nie zakłada się stosowanej od czasów rzymskich zasady in dubio pro reo, ani też prawnego rozważania, czy oświadczenie osoby podjęte pod wpływem braku świadomości lub błędu może być traktowane jako skuteczne oświadczenie woli. Przy metodzie kronikarskiej a priori za wiarygodnego uznaje się funkcjonariusza SB (postać pozytywna) a osobę często zmuszoną do współpracy w wyniku szantażu za postać negatywną. Podejście kronikarskie ma charakter konformistyczny, bowiem zamiast rozliczenia oficera SB z prawidłowości jego postępowania ocenia się zachowanie osoby werbowanej według zasad narzuconych przez SB niekoniecznie zgodny z założeniami instrukcyjnymi.
Częstym błędem metodycznym jest uznawanie tzw. dialogu operacyjnego za dowód współpracy. Kontakt funkcjonariusza z figurantem, mimo, że był utrzymywany w tajemnicy nie był faktyczną współpracą, ale dążył do takiej współpracy m.in. poprzez sprecyzowanie taktyki pozyskania. Ustalenie podstawy werbunku pozwalało funkcjonariuszom SB na sprecyzowanie taktyki pozyskania, którą definiowano jako: sposób postępowania pracownika operacyjnego polegający na stosowaniu odpowiedniej argumentacji, zagadnień, kierowaniu rozmową, wykorzystaniu informacji, które spowodują uzyskanie zgody na współpracę. Zależnie od cech kandydata i przyjętej podstawy werbunku decydowano się na jedną z trzech taktyk werbunku: pozyskanie jednorazowe, pozornie dla innego celu lub stopniowe. Innymi słowy, ilość spotkań nie przesądza o tym, że doszło do pozyskania figuranta. W trakcie rozmów operacyjnych poprzedzających werbunek, jednym z głównych zadań funkcjonariuszy SB było doprowadzenie do zmian w systemie wartości kandydata na t.w., np. poprzez wmówienie, że celem działania funkcjonariusza nie jest zdobycie informacji, lecz swobodna wymiana poglądów. Oczywiście celem zawsze było zdobycie informacji, co nie oznacza, że wymianę poglądów można uznać za tajną współpracę. Decydująca była zawsze rozmowa werbunkowa, w czasie, której zadaniem funkcjonariusza SB było uzyskanie zgody na współpracę, najlepiej w formie pisemnej lub wyjątkowo na podstawie zobowiązania ustnego. Odstąpienie od zasady pisemnego zobowiązania nie oznacza, że można było zrezygnować z instrukcyjnego wymogu świadomości współpracy z SB. Świadomość realizacji zadań na rzecz służby operacyjnej to najważniejsza sprawa w kwestii uznania kogoś za t.w. oraz rzetelnej lub wręcz legalnej rejestracji danej osoby jako źródła. Jak łatwo się domyślić, ograniczając się wyłącznie do wiary w słowa funkcjonariusza, że doszło do ustnego zobowiązania, każdego można byłoby zarejestrować jako t.w., odpowiednio aranżując „przypadkowe” spotkanie i przeprowadzając wyreżyserowaną wcześniej rozmowę. Aby uznać za legalną rejestrację osoby pozyskanej na podstawie ustnego zobowiązania, należy zbadać sposób przeprowadzenia werbunku, w tym w szczególności ustalenia, czy kandydat na t.w. miał świadomość, że rozmawia z funkcjonariuszem SB oraz że celem rozmowy jest podjęcie współpracy z SB. Wywoływanie kogoś „na spotkanie” wcale nie musiało wynikać z przyjętej taktyki łączności z kandydatem na t.w. (co byłoby dowodem świadomego kontaktu z SB), lecz być następstwem wezwań funkcjonariuszy działających pod przykryciem, pod pozorem różnych czynności służbowych (dowód na brak świadomego kontaktu z SB). Instrukcje operacyjne wymagały dowodu operacyjnego związania, tj., aby osoba werbowana praktycznie potwierdziła wolę współpracy i wykonała na rzecz SB określone zadanie zlecone jej przez funkcjonariusza lub przekazała SB jakieś istotne posiadane informacje. W pierwszym przypadku (zadaniowania źródła) można mieć praktyczną pewność, że doszło do świadomej współpracy z SB. Druga sytuacja wymaga zweryfikowania czy miejsce uplasowania źródła było/jest adekwatne do zakresu informacji ujawnionych w raporcie werbunkowym. Mimo, że każda służba operacyjna dąży do uzyskiwania wiarygodnych informacji oraz świadomie działających źródeł, to nie każdy funkcjonariusz przestrzega tej zasady. Powody takiego stanu rzeczy są najczęściej prozaiczne i mogą być różne, począwszy od dorabiania do pensji na wypłatach z funduszu operacyjnego a skończywszy na wywiązaniu się ze statystycznego obowiązku posiadania określonej liczby tajnych współpracowników.
Tak więc, istotnym błędem metodycznym byłoby zarówno przyjęcie hipotezy uznania dokumentów operacyjnych SB za wiarygodne, jak i zupełnie niewiarygodny dowód na zawarte w dokumentach fakty. Do każdego dokumentu SB należy podchodzić indywidualnie, tj., zakładając jego merytoryczną prawdziwość, jednocześnie należy zweryfikować, czy istnieją przesłanki do podważania zawartych w nim informacji.
SYNTEZA
Lata 1964–1966. W analizowanym okresie brak jest dowodów w aktach SB, że T.D. podczas rozmów uległ szantażowi i przed wyjazdem do Rzymu podjął współpracę i został zarejestrowany, jako osobowe źródło informacji. Notatkę podpisaną przez T.D. dnia 30.09.1964 r. w sprawie zachowania w tajemnicy rozmów z SB należy łączyć z rozmowami T.D. z urzędnikami pionu paszportowego MSW (którzy jednocześnie często byli funkcjonariuszami SB) o wydanie paszportu celem wjazdu do Rzymu oraz z nieudaną próbą werbunku T.D. przez SB (odmówił współpracy), a nie zobowiązaniem do zachowania w tajemnicy współpracy z SB. Jako nierzetelny należy więc uznać opis zdarzeń dokonany przez H. Karp w książce Media totalitarne. „Przegląd Katolicki” – historia jednej redakcji. H. Karp nie wyjaśnia faktycznego znaczenia podpisanego zobowiązania do zachowania w tajemnicy, co tworzy mylne wrażenie, że T.D. podpisał zobowiązanie już w 1964 r.
Brak jest dowodów rejestracji T.D. jako osobowego źródła informacji. Raport z rzekomego werbunku T.D. przez wywiad SB z powodu szantażu paszportowego budzi wątpliwości, gdyż jest z daty późniejszej (26.11.1965 r.) aniżeli decyzja o przyznaniu paszportu (20.11.1965 r.). W aktach SB brak jest materiałów, które T.D. miał przekazać SB (charakterystyki księży, listy) jako dowód swojego „związania” z SB. Dokumenty te, jako dowód werbunku, powinny być załączone do raportu werbunkowego i być przechowywane w teczce osobowej T.D., a ewentualne wyciągi (kopie) – w teczce pracy i innych teczkach pracy operacyjnej (np. obiektowej, rozpracowania).
Jest prawdopodobnym, że T.D., aby uzyskać paszport, przyjął taktykę „łudzenia SB”, że podejmie współpracę z wywiadem podczas pobytu w Rzymie i SB na takie „ryzyko” przystało.
W dniu 13.01.1966 r. wydane zostało postanowienie o założeniu rozpracowania operacyjnego dotyczącego T.D. jako figuranta, czyli osoby rozpracowywanej. W Karcie Personalno-Operacyjnej, w punkcie „Pseudonimy” jest puste (niewypełnione) pole; w punkcie „Powody rejestracji” zapisano: „wyjechał na studia na teren naszego zainteresowania”; w rubryce „Cel wyjazdu za granicę” wskazano: „studia duchowne”. Powyższe wskazuje, że T.D. do czasu wyjazdu do Rzymu był figurantem rozpracowania operacyjnego kryptonim MARCINEK, a nie kontaktem operacyjnym o pseudonimie MARCINEK. Tym samym przyjąć należy, że w latach 1964–1966 nie doszło do zwerbowania T.D. na tajnego współpracownika pionu IV SB lub kontakt operacyjny wywiadu SB, a spotkania T.D. ze Służbą Bezpieczeństwa były „urzędowe – wymuszone” i wynikały z okoliczności starania się o paszport. Obywatel, starając się o paszport, nie miał wyboru, z kim będzie rozmawiał. W tej sytuacji, gdy rozmówcą był pracownik SB, to rozmowa nadal była urzędowa, mimo operacyjnych celów SB.
Lata 1966–1973. W analizowanym okresie T.D., pomimo możliwych spotkań z przedstawicielami SB, nie został zwerbowany do współpracy z wywiadem SB i cały czas był figurantem, czyli osobą rozpracowywaną. Można przyjąć, że w okresie pobytu w Rzymie spotkania z SB były traktowane przez T.D. jako konieczność wynikająca ze starań o przedłużenie mu paszportu. Zgromadzone w teczkach dokumenty nie dają podstaw do stwierdzenia, że T.D. podczas spotkań z SB w Rzymie przekazywał informacje. Jedynymi dokumentami w teczce SB z okresu pobytu T.D. w Rzymie jest wyciąg z doniesienia t.w. IGNACY na T.D. z dnia 15.01.1967 r.[2] oraz notatka z dnia 11.12.1967 r., z której wynika, że T.D. nie chciał wykonywać zadań zlecanych przez SB. W aktach SB brak jest materiałów, które T.D. rzekomo miał przekazać SB podczas pobytu w Rzymie (np. charakterystyki księży, listy). Nie są więc prawdziwe informacje zawarte w książce W. Bułhaka Wywiad PRL a Watykan 1962–1978, że T.D. po wyjeździe na studia do Rzymu „dostarczył pewną ilość materiałów odnośnie do innych księży-studentów”. Pomimo trudnej sytuacji materialnej, w jakiej znalazł się T.D. podczas studiów w Rzymie, nie przyjął jakiegokolwiek wsparcia od SB. Wskazuje na to sposób rozliczania funduszu operacyjnego: w latach 1966–1973 rozliczano wydatki na spotkania, natomiast nie było wydatków na: wynagrodzenie za dostarczone informacje przez agenta, wydatki poniesione przez agenta oraz inne wydatki (np. zapomogi, nagrody, upominki). Należy ocenić, że po otrzymaniu przez T.D. od władz włoskich documento di viaggio, umożliwiającego mu podróżowanie po całej Europie[3], SB straciło punkt zaczepienia do tego aby zmusić T.D. do utrzymywania kontaktów i tym samym wywiad SB ostatecznie zrezygnował z zakwalifikowania jego jako kontakt operacyjny. Fakt ten może tłumaczyć zasadnicza różnica w podejściu do realizowanych zadań między pionem wywiadu cywilnego SB (Departament I) oraz pionem krajowym (Departament IV MSW) . Wywiad był generalnie nastawiony na zdobycie skutecznej i wiarygodnej informacji (formalna ewidencja źródeł i „statystyka” były sprawą wtórną[4]), a pion krajowy na efektywność sprawozdawczą.
W postanowieniu z dnia 2.05.1973 r., o zakończeniu rozpracowania kryptonim MARCINEK, T.D. został określony, jako „figurant rozpracowania”. Podobne oznaczenie T.D. (jako figuranta) znajduje się w opisie akt podlegających mikrofilmowaniu z dnia 4.02.1974 r. Powyższe wskazuje, że T.D. przez cały okres pobytu w Rzymie był figurantem rozpracowania operacyjnego kryptonim MARCINEK, a nie kontaktem operacyjnym o pseudonimie MARCINEK.
Lata 1973–1985. W okresie pomiędzy majem 1973 r. a październikiem 1975 r. (okres opracowywania T.D. jako kandydata na t.w.) sporządzonych zostało przez SB pięć notatek z rozmów z T.D. Informacje zawarte w notatkach są bardzo ogólnikowe, a w części przypadków zawarte w nich dane wykraczają poza usytuowanie T.D. w strukturach Kościoła i są nieadekwatne do wiedzy jaką mógł posiadać T.D. (np. „wśród księży panuje powszechne zadowolenie”; „biskupi, którzy mają dość rządów kard. Wyszyńskiego i uważają, że nadszedł już czas unormowania stosunków z władzami”; „Episkopat robi wszystko, co możliwe żeby nie doszło do porozumienia, którego oczekują księża”; „sporo jest przykładów w diecezjach, że księża nie przestrzegając przepisów państwowych podejmują różnego rodzaju budowy”; „Episkopat robi problem o prześladowaniu kościoła”; „Kościół winien sobie zdawać sprawę z tego, że w stosunku do kościołów w innych państwach ma bardzo dobre warunki pracy. Swoje zadania duszpasterskie księża wykonują bez żadnych ograniczeń i przeszkód”). Można zatem przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że w usta T.D. „włożono” fragment opracowań własnych SB (np. okresowego raportu SB do władz politycznych).
Jest wątpliwe, czy T.D. w części przypadków miał świadomość, że rozmawia z funkcjonariuszem SB. Przykładem może być rozmowa zarejestrowana w lokalu kontaktowym krypt. SALON dotycząca jego pracy naukowej na ATK, podwyżki wynagrodzenia, urlopu wypoczynkowego. Zgodnie z założeniami instrukcyjnymi T.D. nie mógł być poinformowany, że znajduje się w lokalu zabezpieczonym operacyjnie przez SB i tym samym jest mało prawdopodobne, aby dysponent lokalu powiedział, iż jest oficerem SB, bo tym samym mógłby zdekonspirować lokal. Jedynym racjonalnym rozwiązaniem było więc legendowanie (tworzenie pozorów) powodów spotkania i tym samym mylne wyobrażenie T.D., że rozmowa jest prowadzona np. na poziomie naukowym.
Zakres informacji, jakie rzekomo T.D. przekazał SB podczas werbunku (w dniu 27.10.1975 r.), jest większy niż ten który miał miejsce w całym okresie „współpracy” T.D. z pionem IV SB, tj. z lat 1973–1985. Można się domyślać, jaki był tego powód. Jeżeli nie można było zmusić T.D. do podpisania zobowiązania do współpracy lub wykonania zleconego przez SB zadania, to jedynym instrukcyjnym sposobem jego rejestracji było wykazanie, że w trakcie werbunku doszło do przekazania SB wartościowych informacji. Zakres i rodzaj informacji zawartych w raporcie werbunkowym jest nieadekwatny do wiedzy, jaką mógł posiadać T.D. Brak jest dowodów na przybranie przez T.D. pseudonimu, pod którym miał się kontaktować i przekazywać informacje. Brak jest pisemnych raportów T.D. lub innych dowodów (listów, charakterystyk) „związania” z SB, a także dokumentów, które potwierdzałyby zadaniowanie T.D. i rozliczanie z zadań jako t.w. W teczce pracy są tylko trzy notatki odnoszące się do okresu między rzekomym werbunkiem T.D. (w dniu 27.10.1975 r.) a dniem rozwiązania z nim współpracy (20.09.1985 r.), ale w żadnej z nich nie ma wskazania, że doszło do spotkania z T.D. podczas którego T.D. przekazałby SB jakiekolwiek informacje. Okoliczność ta podważa wiarygodność tezy, że to T.D. był świadomym autorem informacji zawartych w raporcie werbunkowym z 27.10.1975 r. Raport SB z dnia 31.03.1984 r. znaleziony w teczce obiektowej KOTERIA, na bazie którego H. Karp doszła do wniosku, że T.D. to „tajny współpracownik, którego donosy i informacje były szczególnie ważne na wstępnym etapie organizowania redakcji Przeglądu” budzi wątpliwości co do źródła pochodzenia zawartych w nim informacji.
Brak jest dokumentów wskazujących, że SB pomagała T.D. w pracy naukowej. Wręcz odwrotnie, T.D. długo musiał czekać na zatwierdzenie przez władze państwowe jego habilitacji (kolokwium i uchwała Rady Wydziału ATK były z 14.12.1981 r., a zatwierdzenie habilitacji przez władze nastąpiło 27.05.1985 r.). Uwzględniając powyższe, zastanawiać może bezkrytyczne uznanie przez H. Karp za wiarygodne stwierdzenie oficera SB, że T.D. zgodził się na współpracę z SB z pobudek ideowego zaangażowania i zainteresowania sprawą umożliwienia mu robienia kariery naukowej.
H. Karp stwierdza, że T.D. otrzymywał od SB prezenty „za swoją pracę”. Z analizy arkuszy wypłat z funduszu operacyjnego wynika, że otrzymywał prezenty najczęściej w okolicach świąt lub imienin, podczas gdy raporty z „merytorycznych” spotkań dotoczyły innych okresów. Należy więc przyjąć, że oficer prowadzący starał się wykorzystywać naturalną okazję, aby wręczyć „wynagrodzenie” za rzekomą tajną współpracę. W powszechnych relacjach społecznych, czym innym jest wynagrodzenie za pracę, a czym innym są okolicznościowe prezenty. Jeżeli wynagrodzenie „za pracę” funkcjonariusze SB wręczali pod pozorem świąt lub imienin i traktowali je jako potwierdzenie „związania z SB” to jest to zwykłe nadużycie zawodowe (instrukcje SB dla pionu krajowego wymagały świadomości działania źródła). Dodatkowo z raportów wynika, że często jako formę prezentu wskazywano alkohol lub papierosy, co wskazuje na fikcyjne rozliczanie wydatku z funduszu operacyjnego, gdyż T.D. był abstynentem (potwierdzają to inne dokumenty SB, np. „nie używa kompletnie alkoholu i nie pali”). W tym kontekście stwierdzenie H. Karp, identyfikujące „prezenty” SB z tajną pracą T.D. na rzecz SB, dokonane bez analizy materiału dowodowego i wynikających wniosków, należy traktować albo jako brak rozumienia form i metod pracy operacyjnej, albo jako brak rzetelności i solidności naukowej.
Uwzględniając powyższe, nie ma podstaw do stwierdzenia, że w latach 1975–1984 T.D., pomimo jego rejestracji, miał świadomość zwerbowania go i zarejestrowania jako t.w. oraz że był świadomym współpracownikiem SB.